sobota, 16 kwietnia 2011

rozdział 6

W szkole nie było dzisiaj znów ani Mirandy, ani Mery. Trwa to już strasznie długo. Domysły nauczycieli to jedynie choroba wirusowa w rodzinie. Nikt nie wiedział, że jedna z córek jest w ciąży, a druga udaje, że jest. Która udaje? To chyba wiadomo. Ta nieuczciwa... Mery. Mery całymi nocami myślała nad planem uprzykrzenia Mirandy życia, aż do śmierci. Udało jej się, a o szczegółach dowiecie się już niedługo....
Miranda zawsze siedzi z Russelem w ostatniej ławce, żeby mogli pisać do siebie liściki. A raczej żeby kiedyś mogli... Miranda oficjalnie nie zerwała z chłopakiem, lecz nie zamieniła z nim słowa już przez miesiąc. Dzisiaj Russel siedział sam w ostatniej ławce, więc Camilie usiadła z nim.
-"Psssst, Russel"- szepnęła. Trwała właśnie 15 minuta pierwszej lekcji- biologia. Profesor Knithline tłumaczył właśnie jakieś stadia roślinne przy jakimś plakacie.
-"Napisz na kartce, nie chce kolejnej pały, muszę zdać!"- Russel wykorzystał moment, gdy nie patrzył profesor.
Camilie wyciągnęła kartkę A4 białą z teczki z dalmatyńczykiem, oderwała kawałek w rogu i zaczęła pisać:
"Ja wiem. Wiem, że ostatnio nie układa Ci się z Mirandą,
ale ja poprostu chciałam, żebyś wiedział. I to nie jest tak, że chciałam
wykorzystać sytuację, kiedy jest jak jest. Rozumiesz?"
 Russel, bez chwili zastanowienia, od razu po przeczytaniu napisał swój wielki, długi jak referat wywód:
"no czaje, spoko, ale kocham Mirande sory"
Camilie nie popatrzyła się nawet kątem oka na Russela do końca wszystkich dzisiejszych lekcji. Po szkole, kiedy Russel wsiadł do swojego starego, czerwonego jeepa, zobaczył, że Camilie siedzi sama czekając na szkolny, żółty autobus.
-"Podwieźć Cię mała?"- zapytał.
-" Jestem od Ciebie starsza dwa miesiące mały"- Odpowiedziała ironicznie -"Nie nie podwieźć mnie"
-"No wsiadaj, pogadamy"- tymi słowami przekonał dziewczynę. No prawie:
-"O czym? Zrozumiałam, masz mnie gdzieś"
-"Nie zupełnie. Czemu nie możesz być jak zawsze wcześniej moją sąsiadką, przyjaciółką?"
-"A ty teraz możesz?"
-"No pewnie"- ruszył drogą koło lasku, skręcił w lewo i prosto, aż po lewej stronie pojawił się park. Na przeciw niego stały ich domki. 
Wieczorem Camilie czekała na Russela w oknie. Trzymała w ręku kartkę, na której napisała markerem "kocham Cię". Jednak, gdy go zobaczyła, on pomachał jej i usiadł do laptopa nawet na nią nie patrząc.

czwartek, 14 kwietnia 2011

rozdział 5

-"Powiedziałabym gratuluję, ale... nie powiem, bo..."- jąkała się Miranda.
-"bo......."- mówiła ironicznie Mery.
-"nieważne. Jeremie już wie?"- pytała ciekawsko.
-"Nie... boje się, że będzie zły"
-"Dlaczego zły? Nie jesteście na poważnie parą?"
-"No chyba nie skoro to zrobiłam."
-"Ale co zrobiłaś? Chyba zrobiliście? Jezu, nic już nie rozumiem"- Miranda złapała sie za głowę.
-"To nie będzie dziecko Jeremiego!"- krzyknęła Mery i usiadła po turecku.
-" O cholera! Nie wiedziałam, że jesteś aż taka głupia. Co powiedzą rodzice?"
-"A co mnie to."- mówiła obojętnie Mery
-"Czyje to w takim razie dziecko? Znam go?"
-"Oj, znasz... znasz chyba lepiej niż ja."
-"CO? No gadaj!"
-"Russel"
-"Ale co Russel"
-"Russel jest ojcem"
-"Hahaha, niezłe żarty masz"- śmiała się Miranda
-"Dzięki, ale to nie żart"
-"Nie wierze!"
-"No to uwierz"-Mery wyszła z pokoju.
Miranda wybiegła z domu. Pobiegła pod dom Russela, który otworzył drzwi zanim jeszcze dobiegła.
-"Widziałem jak biegłaś co się stało?"- powitał ją ciepłym uściskiem. Miranda odepchnęła chłopaka.
-"Czy to prawda?"
-"Że Cię kocham? Tak"
-"Łżesz jak świnia i nie o to chodzi. Jak mogłeś mi to zrobić idioto."
-"Ale co do cholery?"
-"Gówno. Co? może będę matka chrzestną co?"
-"O cholera, skąd wiesz?"
-"A czy to jest najważniejsze?"
-"Miranda poczekaj, ja ci to wytłumaczę"- Mówił spokojnie speszony Russel. Miranda uciekła. Przebiegła przed ulicę i wbiegła do parku. Oparła się plecami o drzewo i popłakała się. Odwróciła się na chwilę i zobaczyła swojego chłopaka, zakrywającego dłonią usta, siedzącego na schodkach do swojego domu. Nagle ktoś złapał ją za ramię.
-"Tu jesteś!"- powiedziała Mery
-"Jeszcze Ci zabawnie? Zniszczyłaś mi życie, szkoda że nie wiesz, że ja też będę miała dziecko z Russelem, tylko przez Ciebie nigdy się już nie dowie, że to jego dziecko."

wtorek, 12 kwietnia 2011

rozdział 4

Na początek rozdziału, krótkie sprawozdanie z miesiąca, w którym Miranda była w śpiączce. Wystraszona własnym postępkiem Mery uciekła z domu, szuka jej policja. Podobno niejaka Mery Peace przekroczyła granice kilku krajów stąd. Miranda była pod ciągłym okiem rodziny i przyjaciół. Dwa razy odwiedziła ją cała klasa ze szkoły. Codziennie o 21.00 przychodził na równą godzinę Russel. Przynosił jej świeże kwiaty codziennie z nadzieją, że się wybudzi. Nie tracił nadziei, gdy przychodził, a ta wciąż leżała nie ruchomo. Kilka razy odwiedził ją nawet Jeremie. Tego tajemniczego ćpuna, którego prawdziwej strony nikt jeszcze nie zna wszyscy polubili. Zachowywał się czasami wręcz podejrzliwie miło i przyjemnie. Niestety po kilku ważnych telefonach, które odbierał i rozmawiał zawsze w samotności cicho dowiedzieli się, że ma kontakt z Mery. Gdy zaczęli go nachodzić, uciekł. Prawdopodobnie do Mery.

-"Co się stało?"- powiedziała ledwo przebudzona Miranda. Była 21:34, czyli obok niej był... Russel. Usiadł koło Mirandy i pogłaskał ją po twarzy.
-"Jak się czujesz?"- zapytał troskliwie.
-"Wspaniale, jak nigdy dotąd"- odpowiedziała ironicznie.
-"Zawołam pielęgniarki i zadzwonię po rodziców"-
-"Nic nie rób, zostań"- powiedziała i pocałowała Russela
W końcu nadeszła 22:00 weszła pielęgniarka i nie spoglądając na Mirandę, ani Russela, tylko zapisując coś na jakiejś lekarskiej karcie powiedziała obojętnie:
-"Koniec czasu na odwiedziny, cisza nocna, żegnamy i zapraszamy jutro, lub już teraz do sali poczekań, gdzie może pan spać."- mówiła to tak, jakby co dwie minuty musiała to mówić, czyli bardzo rutyna lnie. Mówiąc słowa: "pan spać", podniosła wzrok, pierwsze co, spojrzała na Russela, jednak widząc Mirandę rzuciła wszystko i pobiegła po lekarza. Lekarz badał ją dobre parę minut. Nagle wbiegli rodzice krzycząc imię córki i rzucając się jej na szyję.
-"Mamo, nie skosiłam tego trawnika"- powiedziała żartobliwie.
-"Nie szkodzi"- odpowiedziała matka śmiejąc się.
Nagle do tego wszystkiego wszedł policjant. Miranda zauważyła, że Russel gdzieś zniknął. Nie martwiąc się, słuchała policjanta:
-"Znaleźliśmy Mery. Popłynęła promem do północnej Eropy. Przebywała z niejakim Jeremiem w Niemczech.Została importowana helikopterem. Będzie na komisariacie za dwie godziny."- wszyscy odetchnęli w ulgą. Wydawałoby się, że same dobre wiadomości, jednak na drugi dzień rano, Mery weszła do pokoju Mirandy, która spała w swoim łóżku i przytuliła ją.
-"Omg, to nie w twoim stylu mnie przytulać, spadaj!"- powiedziała w żarcie, obie się śmiały.
Rozmawiały o wszystkim jakieś 2h. Mery opowiadała jej o podróży promem i wycieczce do Niemiec.
-"Słuchaj muszę Ci coś powiedzieć..."- zaczęła, jednak przerwała im mama, która weszła do pokoju ze śniadaniem na tacy.
-"Cześć Mery, uciekinierko"- powiedziała poważna mama, nie witając się z córką. Mimo, że widziała ją miesiąc temu, bo to ojca wczoraj przeprosiła i to on odebrał ją z komisariatu w nocy.
Miranda -"Coś mówiłaś?"
-"Jestem w ciąży"- odpowiedziała. Miranda wypluła bułkę na ziemię.

czwartek, 7 kwietnia 2011

Rozdział 3

-"Hej mamo..."- powiedziała Miranda schodząca o szóstej rano po schodach, w szlafroku i miękkich kapciach, widząc matkę wychodzącą do pracy.
-"Pierwsze pytanie- czemu wróciłaś po północy umowa była inna"- Zapytała zła mama.
-"Pas, poproszę inny zestaw pytań"- Odpowiedziała obojętnie i zaczęła dalej schodzić po schodach jedną ręką opierając się o ścianę, a drugą o poręcz schodów.
-"Nie rób sobie żartów, czekam na odpowiedź"- Założyła ręce.
-"Byłam w tu i tam"- Odpowiedziała.
-"Z kim?"
-"To jest to drugie pytanie, bo miało być dwa, nie trać szansy"- szurała po kaflach kapciami zmierzając ku kuchni.
-"Tak, to jest drugie pytanie, z kim szlajasz się po nocach?"- Złość w jej głosie wzrastała z każdym słowem.
-"Z Russelem Kitch, rok młodszy ode mnie, jego hobby to rower, poznałam go prawie tydzień temu, podoba mi się , a ja mu! Pasuje? Weź już idź do tej pracy"- Zapyskowała
-"Porozmawiamy sobie jak wrócę, a teraz do kuchni na śniadanie. Zrób sobie płatki, czy kanapki, kakao. Jak zjesz, to na lodówce masz napisane, jakie masz obowiązki na dzisiaj. Kartkę dla mery naklej jej na drzwiach.
 -" Jezu kolejny obowiązek"- Po tych słowach mama trzasnęła drzwiami.
Na zielonych świstku kartki, niedbale oderwanym było starannie napisane:

Miranda!
Zakupy na obiad, który oczywiście zrobisz.
Posprzątasz u siebie w pokoju i pościel łóżko w sypialni.
Po południu skoś trawnik.
Dziękuję, mama.
-"COOO?"- Krzyknęła na cały dom Miranda
-"Co się stało?"- głowa taty wynurzyła się zza ściany oddzielającej korytarz od biura taty.
-"Nie nic. Słuchaj tatuś, skosił byś trawnik w ogrodzie?"
-"Tak córuś, ale po obiedzie"
-"Dzięki"
Szczęśliwa Miranda znów wróciła do pokoju, ale... Otworzyła drzwi od swojego pokoju w jednej ręce trzymając kubek kakaa i w ty samym momencie otworzyły się drzwi od pokoju mery. To jednak nie była mery, ale Jeremie.
-"Co ty tu robisz?"- zapytała Miranda.
-"Hehe, no tak się składa, że.... o! jak już późno.... Na razie!"- Schodził na palcach po schodach, na szczęście niezauważony wyszedł z domu. Miranda weszła do pokoju mery która pisała sms'a owinięta na łóżku białą kołdrą. 
-"Wiesz co głupku?"- zapytała Miranda ironicznie
-"No co podróbo hipisów. Nawet sobie zioła nie zajarasz taki z ciebie hipis, hahaha"- śmiała się z siostry
-"Jesteś żałosna aktoreczko. Te twoje idiotyczne castingi "kariera" jak myślisz że będziesz jakąś superstar to się mylisz dziewczynko, trzeba być ładnym żeby móc pokazywać się w telewizji"- powiedziała i wyszła.Nagle Miranda poczuła siłę działającą na jej plecy. To mery popchnęła ją na schody. Dziewczyna uderzyła się o kafle w głowę, a mery wystraszona zbiegła do siostry. 
-"Tato! straciła przytomność!"

środa, 6 kwietnia 2011

Rozdział 2

"nananana!"- nuciła pod nosem Mery, wracająca metrem z castingu. Nagle zaszedł ją od tyłu jakiś facet, który wydawał jej się znajomo.
-"No nie mów, że mnie nie kojarzysz, młoda"- powiedział z ironią w głosie chłopak.
-"No widzisz, jakoś nie bardzo..."- odpowiedziała zakłopotana dziewczyna, wkładając słuchawki do czarnej torby. Chłopak popatrzył się na nią z lekko skrzywioną miną:
-"Jeremie, ten z "kariery" "- tak właśnie nazywał casting.
-"A! to ty...Mery"- wyciągnęła dłoń.
Rozmawiali ze sobą całą drogę do domu. Jeremie odprowadził do domu Mery jak przystało na dżentelmena. Ten na takiego niestety nie wyglądał, co potwierdzają kolczyki i tatuaże, a nawet wrogie spojrzenie. Mimo to właśnie taki typ chłopaka Mery lubiła. Zaprosiła go do środka, zgodził się. Wchodząc do domu, zauważyła ich mama, która jak zwykle była w kuchni. Niestety, z kawą i szaro- białą gazetą siedział też ojciec. Mery wskazała swój pokój, bo widziała po minie rodziców, że zaraz ją zawołają.
-"No? Czego znowu?"- Zapytała arogancko
-"Nie tym tonem, młoda damo!."- oczy taty, powoli i spokojnie wynurzyły się zza milionów słów, o polityce i nowościach w świecie tej branży... -"Co za wandali do domu przyprowadzasz? Rozeznanie przed kradzieżą udostępniasz?"- Dodał po czym słodki pączek z toffi, wylądował w jego ustach.
-"Kolega. Jezu dajcie sobie już spokój!"- Krzyknęła i pobiegła na górę, ciasnymi, miękkimi (z powody ciepłych zielonych dywaników) schodami. Trzasnęła drzwiami, a już za chwilę słychać było śmiech Mery i Jeremi'ego. Siedział tam kilka godzin...

"Zadzwonić? Czy nie?"- Zastanawiała się Miranda, której wcale nie przeszkadzało egoistyczne, głośne zachowanie swojej siostry. -"Najlepiej będzie jak napiszę sms'a, będzie tak tajemniczo, a zarazem będzie wiedział, że trochę mi zależy. Tak Świetny pomysł."- krzyknęła na głos to ostatnie zdanie, przez co do pokoju z gwarą weszła mama.
-"Wszystko w porządku?"- Zapytała z podejrzliwą miną.
-"Jak najbardziej"- Odparła niedbale, aby mama wyszła. Tak się stało- wyszła, a wtedy Miranda chwyciła komórkę. Napisała sms'a:
"czesc russel. mowiles zebym napisala w wolnym czasie, 
a tak wlasnie teraz jest. mam wolny czas. dzisiaj piatek. 
moze sie zobaczymy w weekend, jestem wolna chocby dzis.
miranda"
"Wysłać to? Wydaje mi się to trochę naiwne..."- Zastanawiała się wciąż Miranda.
WYŚLIJ SMS
Miranda kliknęła przycisk.
WIADOMOŚĆ DOSTARCZONO
- Odczytała po kilku sekundach. Około godzinę, ani znaku życia. Miranda zasnęła na łóżku. Obudziła się około 19.00. Hałas w pokoju obok, ciągle trwał. Chwyciła telefon i... jest sms!
"swietnie ze napisalas. widzielismy sie kilka dni temu, 
myslalem ze juz nie odpiszesz... sory ze tak pozno
odpisuje bylem z kolegami na rowerze. wezme prysznic 
i mozemy sie spotkac do zobaczenia w tym miejscu, 
co za pierwszym razem o 19.00 
Russel
-"O nie!"- krzyknęła przerażona Miranda. Jestem już spóźniona. Ale zaraz... w tym miejscu co na początku? Tam gdzie ten wypadek! Tak, koło witryny sklepu "Chamel"- Miranda w myślach. Wybiegła z domu. Zdążyła. Na miejscu czekał już Russel.
-"Hej!"- krzyknął już z daleka, po czym podbiegł i przytulił ją przyjacielsko. Miranda stała w bezruchu.






wtorek, 5 kwietnia 2011

Rozdział 1

- Hej!- krzyknęła przerażona Miranda, na którą wpadł Russel, gdy słuchała "Linkink Park" na nowym MP4, idąc chodnikiem i oglądając witryny markowych sklepów.
Russel pospiesznie otrzepał się z brukowego brudu z chodnika i pomógł Mirandzie wstać z ziemi, podając jej jedną dłoń. Podniósł z ziemi jej MP4, na szczęście w nienaruszonym stanie, następnie podniósł swoją deskę.
-Przepraszam, ja serio... nie powinienem był..."
-Nie ma sprawy, nic mi przecież nie jest"- przerwała Miranda za jąkanemu chłopakowi.
Russel przyglądał się oczom Mirandy. Gdy jego wzrok na swoim ciele zaczął jej przeszkadzać, spojrzała na Russela, wtedy ich wzroki spotkały się. Stali w bezruchu jakieś 10 sekund. Russel, miał brązowe włosy i oczy, trochę piegów. Był naprawdę słodki. Na sobie mia luźną, niebieską koszulkę z napisem:
"beauty SHARK", luźne dżinsowe spodnie, nisko ściśnięte paskiem i bluza w biało- granatowe paski. Buty szaro-niebieskie do kostek a na lewej ręce, czerwony zegarek. Na głowie, czapka z jakimś znaczkiem i nalepką od spodu na prostym daszku. Wyglądał olśniewająco... Miranda miała akurat na sobie obcisłe szare dżinsy i lekko za dużą czarną bluzkę z białym napisem: "AC/DC". W ręku podniesione z ziemi duże słuchawki. Włosy blond, loki i szara, hipisowska opaska na czole. na plecach wielki plecak z firmowym znakiem, dopiero wracała ze szkoły.
-No to na razie..."- powiedziała Miranda.
Odeszła i przez pół minuty miała do siebie żal, że tak zepsuła piękną chwilę. Niespodziewanie podbiegł do niej Russel i odważnie się przedstawił. Uśmiechnięty podał jej świstek karteczki wyrwanej z zeszytu z kratkę, a na nim napis:

Russel- 5100830899, choć puść sygnał...
Miranda przez kilkusekundową rozmowę nie wyjąkała ani słowa. Tylko się uśmiechała. Uśmiechała się jednak jeszcze szerzej gdy stojąc przeczytała karteczkę. Pospiesznie wsiadła do tramwaju i wróciła do domu. Przywitała się niedbale z mamą, która myła naczynia i wbiegła po ciasnych miękkich schodach do swojego pokoju, nawet nie zdejmując nowych, jednak obłoconych czarnych conversów (trampki, firmy converse). Rzuciła się na łóżko i leżała parę minut w bezruchu uśmiechając się jedynie przez zamknięte oczy. 
Do pokoju, nie pukając z wielkim rozmachem weszła Mery, w nowej rudej fryzurze. Mina Mirandy była wręcz komiczna. Otwarte szeroko oczy i usta, są trochę zabawne. 
-"Patrzysz na to?"- Mery złapała w garść swoje włosy - "Patrz lepiej na to"- pokazała swój kolczyk w nosie.
-"Mama Cię zabije! Zdejmij to"- krzyknęła przerażona Miranda.
-"Zabije? Przecież tu stoje..."- krzyknęła wychodząc obojętnie z pokoju i trzaskając drzwiami. Po kilku sekundach słychać było głośną muzykę w pokoju Mery.
-"Zadzwonić? Nie... To nie dziewczyna robi pierwszy krok. Ale on nie ma mojego telefonu..."- Mówiła sama do siebie Miranda
autor- miśka

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Witam wszystkich...

Na moim nowym blogu. To już mój nie pierwszy blog, ale wcześniejsze były raczej o modzie. Przy okazji pozdrawiam blog: http://madamejulietta.blogspot.com/, który zainspirował mnie do zrobienia bloga, tiffashion.blogspot.com, który wczoraj usunęłam, specjalnie dla Was. Na tym blogu, nie będzie już o modzie, ale o pisaniu historii, wymyslanej na bieżąco każdego dnia... Pozdraiwam Moniczkę i jej bloga: http://dwiedziewczyny.blogspot.com/, to właśnie ta koleżanka z mojej klasy, wpadła na taki pomysł. Do zobaczenia jutro z nowym postem! Teraz spadam do szkoły...